Pod koniec września Rada Starego Sącza przyjęła deklarację dotyczącą „powstrzymania ideologii gender i „LGBT” oraz obrony praw katolików” Można w niej przeczytać m.in., że

Rada miasta, któremu patronuje św. Kinga sprzeciwia się obrażaniu uczuć religijnych, profanacji najwyższych świętości wiary katolickiej takich jak krzyż, Matka Boska Częstochowska Królowa Polski i msza święta, jak również dyskryminacji pracowników ze względu na przekonania religijne. Rada prosi też Prezydenta Polski o podjęcie działań ochronnych wobec katolików przed wpajaniem poglądów środowisk LGBT jako jedynie słusznych.

Wytłuszczenia są zamierzone. Tłumaczenie tego dziwnego dokumentu na ludzki wskazuje, że miastu patronuje osoba kościelna, państwu polskiemu królową jest osoba, bez potwierdzonych historycznie praw do tronu w państwie niebędącym monarchią. Natomiast radni i radne proszą o to, by prezydent kraju ochronił ich przed poglądami, które są ich zdaniem sprzeczne z katolickimi, choć wydawało się, że kraj demokratyczny zasadza się na poszanowaniu wielości światopoglądów i różnorodności.

I przypominam sobie, że któregoś poranka scena usytuowana na rynku wykorzystana wczoraj na koncerty, dziś stanowi ołtarz niedzielnej mszy, a ja nie mogę od tego uciec. Każda osoba, która tego dnia chce wsiąść do autobusu w Starym Sączu, przemieszczając w stronę pracy, czy szlaków górskich, każdy mieszkaniec i mieszkanka podążający do rodziny, sklepu jest zmuszony słuchać rytuałów modlitewnych i kazań. Podobnie jest w Szczawnicy, nad którą góruje błyszczący krzyż. Msza przez megafon nadawana jest też w Rytrze. Ich słuchanie dla ateistki jest tym trudniejsze, im bardziej kościół katolicki jako instytucja jawi się zdemoralizowaną, rządną jedynie władzy, pieniędzy i stawiającą się ponad prawem, choćby w kwestii nierozliczania winnych krzywd jakich księża dopuszczają się na dzieciach. Moim zdaniem rozdział instytucji kościelnych i państwowych nie musiałby polegać na tym, że każdy ze swoimi praktykami kryje się po krzakach, ale w przypadku tej organizacji praktyki te mają charakter wyjątkowo narzucający. Wszechobecność symboliki i przekazów religii katolickiej wydaje się celowa i prześladowcza dla niewierzących oraz ludzi innych wyznań.

Niedawno okazało się też, że obywatelka i obywatel Starego Sącza, jeśli chcą oddać głos w wyborach do władz, muszą się udać do klasztoru. Czy to jest lokalny postmodernizm, mieszanie epok i porządków kulturowych, czy to jest lokalny prymat św. Kingi nad władzami świeckimi? Ona sama się nie wypowie, ale znajdzie się wielu, którzy zechcą innym przetłumaczyć, co miałaby do powiedzenia, gdyby przemówić mogła. Można z resztą wysłuchać dyskusji radnych nad przywołaną uchwałą (patrz film od ok. 1’30”). Ważny punkt polemiki stanowiły intencje ludzi od dawna nieżyjących oraz bytów, w których istnienie niektórzy jedynie wierzą. I to jest argument za laicyzacją, za oczyszczeniem instytucji i władz państwowych z religii. Bo przecież radnym nie mogą w tej sprawie doradzić żadni eksperci, nawet księża. Przede wszystkim, dlatego, że ich intencje są zazwyczaj czysto ludzkiej, a nie boskiej natury i nie zmierzają w stronę etycznego uwznioślenia. Przecież z tego wzięła się reformacja i rozwinęły idee oświeceniowe, że bazowanie na opiniach duchownych przeszkadzało w podnoszeniu jakości życia ludzi. Ludzie uosabiają w księżach boskość, ale ci ani myślą realizować podobne wizje.

Patrząc od strony psychologii człowieka, w zetknięciu z czymś nieznanym, z kimś innym, np. z osobą homoseksualną pojawia się lęk i pragnienie zachowania przewidywalnej niezmienności dotychczasowych zwyczajów. Potem w religii poszukuje się tylko uzasadnienia tej postawy.  A jeśli już ktoś z tego religijnego grona uczciwie potrafi wzbić się ponad własny interes i własne obawy, jak choćby urodzony w Starym Sączu ks. Józef Tischner, to dostrzega w upolitycznieniu religii zagrożenie totalitaryzmem, tak jak dzieje się w polityce, która naśladuje religię. Chciałam wstawić jakiś  lokalny wątek i z ciekawości sprawdziłam, co o tym pisał. Ale nie, nie uważam, że istnieje ktoś taki jak dobry ksiądz, bo każdy ponosi współodpowiedzialność za instytucję, która za jego zgodą zapewnia mu jedzenie i spanie, a która robiła i robi na świecie wiele zła.

Księża tego zła nie robią oczywiście sami. Mają pomocników i pomocnice w postaci nauczycielek/li i dyrekcji lokalnych szkół. Przykład: 12 letni chłopiec wypisał się z religii. Kadra pedagogiczna nie pozwala mu jednak iść wcześniej do domu, a przetrzymuje w bibliotece. Chyba w nadziei, że takie głupoty jak „niewiara” wyjdą mu z głowy i nie przylgną do pozostałych, zazdroszczących możliwości wcześniejszego opuszczenia szkoły. Przypuszczam, że na wszelki wypadek, tak jak w wielu innych lokalnych placówkach zajęcia z religii w przyszłym planie umieszczone zostaną w środku lekcji.

Widać jak cienka jest granica między perswazją a przemocą. Nauczyciele i nauczycielki wierzą zapewne, że robią dobrze, bo ich wierzenia są dla nich realne, prawdziwe, jedynie słuszne i zapewniające realizację licznych potrzeb np. sensu, moralnego, dobrego życia. Skoro dla nich to i dla wszystkich innych, bo jak inaczej? Kiedy dręczony psychicznie chłopiec zapytany o powstanie świata odpowiedział, że najpierw były dinozaury, a potem człowiek, dyrektorka wezwała rodziców, przenosząc swoje lęki dotyczące konsekwencji niewiary na cudze dzieci.

Praktyką jest też, że na lekcje religii rodzice zgody wyrażać nie muszą, że wszyscy domyślnie mają w niej uczestniczyć, że możliwość organizowania etyki jest przemilczana. Fenomenem rzadko spotykanym w dużych miastach jest rozpoczynanie i kończenie lekcji szkolnych modlitwą. Co robią wówczas dzieci innej wiary lub niewierzące? Zwykle racjonalizują, czyli wmawiają sobie, że czarne jest białe, że sam rytuał jeszcze nikomu nie zaszkodził i nie ma o co wszczynać awantury, która w najlepszym razie jedynie zepsuje atmosferę, a w gorszym przypadku sprowadzi złe oceny z pozostałych przedmiotów lub wyszydzanie przez grupę rówieśniczą.

Niepatrzenie na świat tak jak katolicy jest traktowane jak fanaberia, posiadanie innej hierarchii wartości jak błąd poznawczy, który należy naprawić. Za to zajęcia antydyskryminacyjne, które mogłyby temu zaradzić, traktuje się jak katolicki „diabeł święconą wodę”, choć pozwalają spojrzeć na swoje schematy z dystansu i stać się osobą zdolną do współpracy w grupach różnorodnych ludzi. Taką, która wie, że jeśli ktoś nie myśli identycznie, to nie znaczy, że robi to złośliwie i że we współczesnych społecznościach odmienne stanowiska pomagają, nie szkodzą. Tolerancja pozwala dopuścić myśl, że to, co dla mnie sacrum, w innym może budzić zgorszenie.

Nadużycia kościoła katolickiego to nie tylko wpływanie na prawo i epatowanie swoją religią gdzie się da, by innych do niej przymuszać, ale przede wszystkim korzyści finansowe. Skromne wyliczenie rocznej dotacji dla instytucji można znaleźć tutaj:

Ile leków można za to dofinansować, ile połączeń PKS odbudować, a starczy też na podwyżki dla niektórych grup zawodowych. Niestety króluje mentalność odpustowa, czyli dawanie kasy za spodziewane oczyszczenie konta win pod możliwość dalszego grzeszenia, a w przypadku polityków i polityczek chodzi o zapłatę za poparcie lub choćby brak negatywnej kampanii wyborczej, która może być prowadzona z ambon.

Korzyści realizowane są w różnej formie. To może być np. sprzedanie ziemi przez spółdzielnię mieszkaniową pod budowę kościoła, choć mieszkańcy chcieli boisko. Tak było w przypadku budowy kościoła Jana Pawła II w Nowym Sączu usytuowanego nad Łubinką, przy Batalionów Chłopskich i Partyzantów. Dotarły do mnie też plotki, że było to wbrew statutowi spółdzielni, oświetlenie obiektu jest finansowane z pieniędzy publicznych, a samo światło utrudnia wieczorny odpoczynek, ale trzeba by to sprawdzić. Pogłoska, nawet jeśli nieprawdziwa, sama w sobie też jest jednak informacją. Mówi o powszechności nadużyć w relacji państwa z kościołem, o braku przejrzystości powiązań i utracie zaufania obywatelek i obywateli do tego, że w ewentualnym starciu między instytucjami ich interes ma szanse wygrać.  

Jeśli ktoś z Państwa zna przypadki nadużywania praw do neutralności religijnej przez instytucje państwowe takie jak szkoły, szpitale, urzędy, redakcja Prze-sącz chętnie przyjmie. Chyba nie ma co liczyć na to, że księża i wierni sami przesuną się w przestrzeni publicznej, wpuszczając pozostałym trochę świeżego powietrza, więc pozdaje interweniowanie i wywieranie presji.

Krzyż nad Szczawnicą